Dom Spotkań z Historią Dom Spotkań z Historią
208
BLOG

Wolni - zniewoleni

Dom Spotkań z Historią Dom Spotkań z Historią Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Kolejny głos w debacie młodych. Tym razem krakowski politolog zastanawia się nad zniewoleniem naszych umysłów. Zapraszam.

Elżbieta Ciżewska


W powszechnej świadomości przełom roku ’89 kojarzony jest w pierwszej kolejności z odzyskaną wolnością: po latach zniewolenia komunistycznego Polacy wreszcie mogli wybić się na niepodległość i na nowo zacząć o sobie stanowić. Opis ten pasuje do naszych indywidualnych biografii, a potwierdzają go tysiące bliższych i dalszych przykładów osób, które dzięki ciężkiej pracy w ciągu ostatnich dwudziestu lat znacznie poprawiły swój status majątkowy i społeczny. Tak, system, w którym żyjemy, bezsprzecznie sprzyja odważnym w ich pragnieniu zdobywania kolejnych szczebli awansu. Jednocześnie owa wolność osobista (prywatna) jest tylko częścią ogólnego pojęcia wolności, na którą składa się także wolność wspólnotowa (publiczna). Podczas gdy ta pierwsza jest terminem oddającym możność kierowania życiem osobistym, ta druga określa granice naszych zbiorowych marzeń i pragnień. Po dwudziestu latach życia w wolnej Polsce jesteśmy wolni wyłącznie w tym pierwszym sensie. Tę heretycką tezę lepiej wyjaśnię cofając się na moment w odległe czasy komunizmu.

Większość teoretyków totalitaryzmu (w tym m.in. Miłosz, Walicki, Kołakowski, Furet) stwierdza, że kluczową cechą projektu totalitarnego jest możliwość zniewalania sumień i umysłów. „Kryterium i miarą totalitarności jest zakres i intensywność z zewnątrz sterowanego i kontrolowanego – choć również mniej lub bardziej uwewnętrznionego – konformizmu” napisze Walicki. „Reżym totalitarny dąży do narzucenia jednostkom i grupom absolutnego, totalnego konformizmu, nie tylko zewnętrznego, lecz również wewnętrznego, i nie biernego tylko, lecz aktywnego. Czyni to za pomocą nieustannej i wszechobecnej zorganizowanej presji moralno-politycznej, wspomaganej różnymi formami zastraszania (do fizycznego terroru włącznie), ale opartej głównie na indoktrynacji, wytwarzającej stan masowej hipnozy. Istotą rzeczy jest więc skuteczne manipulowanie umysłami i sumieniami” (A. Walicki, Zniewolony umysł po latach, s. 359). To właśnie moc zniewalania myśli odróżnia totalitaryzm od wielu innych modelów tyranii, opartych jedynie na czystej sile.

Od odwilży październikowej po rok ‘89 postępował proces, w którym ideologia komunistyczna stopniowo traciła ową moc panowania nad umysłami zarówno zwykłych obywateli, jak również członków partii. Ostatnie lata PRL były okresem, podczas którego system władzy opierał się wyłącznie na aparacie represji oraz wsparciu ZSRR, a ideologia była czystą atrapą pomocną przy sprawowaniu władzy; nawet kierownictwo partii w tym okresie nie ulegało już czarowi marksizmu-leninizmu. W chwili porzucenia przez KPZR „doktryny Breżniewa” ostatnia racja dla podtrzymywania tego systemu przestała istnieć, a w konsekwencji PRL musiała upaść. Zgadzając się na powyższy opis stwierdzamy, że lata 80. oraz początek lat 90. to okres, gdy wraz z upadkiem ideologii komunistycznej nastąpiło powszechne otwarcie na nowe idee. Najpierw wąskie grupy opozycyjne i partyjne, a następnie wszysycy obywatele stanęli przed fundamentalnym pytaniem: jak ma wyglądać nowa Polska? To okres rzadkiego tryumfu wolności zbiorowej.

Dziś, po dwudziestu latach, takie pytanie brzmi śmiesznie. Nasz obecny stan ducha daleki jest od obywatelskiego zaangażowania powodowanego troską o dobro wspólne. Nie istnieją żadne nadzieje zbiorowe, hasła ogniskujące marzenia większości o lepszym wspólnym jutrze (poza tymi, odwołującymi się do kariery zawodowej). W przestrzeni wspólnotowej nie ma w nas nic z pionierów, a naszą postawę adekwatnie opisuje raczej określenie Walickiego, które zastosował do opisu zniewolenia totalitarnego: zapadliśmy w stan masowej hipnozy. Pomimo wielu utrapień, jakich dostarcza nam na co dzień system polityczno – społeczno -ekonomiczny, w którym żyjemy, jesteśmy przeświadczeni o jego absolutnej bezalternatywności. Demokracja, scena polityczna, kapitalizm, Unia Europejska w obecnym kształcie – to wszystko są niepodwarzalne aksjomaty naszego myślenia o sprawach publicznych. Nasze umysły zostały zniewolone. Historia na naszych oczach dokończyła swój bieg. Inny scenariusz nie jest możliwy. Powszechnie wyznawany determinizm dziejowy opanował naszą wolność. Istnieje wiele obszarów ilustrujących to zjawisko. Wymienię tylko najważniejsze.

Po pierwsze, problem ustroju demokratycznego. Właściwie cała, blisko dwudziestoletnia historia demokracji w stylu III RP dostarcza nam licznych argumentów, które przekonują, że ten system daleki jest od ideału: od bardzo niskiej frekwencji w każdych wyborach centralnych poczynając, przez jeszcze niższą partycypację w wyborach samorządowych, małą aktywność obywateli w organizacjach społecznych, ogromną, w pewnym okresie, popularność partii populistycznych, po obecnie doskwierającą politykę sprowadzoną do spektaklu medialnego. Wszystkie te fundamentalne kwestie (i wiele innych, mniejszej wagi) można interpretować jako poważne znaki zapytania dla modelu demokracji, jaki realizujemy. W kontekście tych zagadnień zasadne jest pytanie: czy inny ustrój, nieobarczony tymi mankamentami, nie byłby dla nas lepszym? Problem z naszą demokracją polega jednak na tym, że takiego pytania dzisiaj nikt na poważnie nie stawia, zarówno w sferze akademickiej, publicystycznej, jak i na poziomie dyskusji prywatnych. Problem za nas rozwiązał Churchill ze swoim zgrabnym, acz głupkowatym bon motem na temat bezalternatywności demokracji, któremu zadziwiająco zgodnie wszyscy uwierzyliśmy.  

Równie wiele krytycznych uwag na co dzień wypowiada się pod adresem obecnego systemu politycznego. Wszystkie sondaże potwierdzają, że Polacy mają bardzo niskie zaufanie do polityków, z dużym dystansem traktują wszystkie partie reprezentujące nas w Sejmie, a nasilająca się obecnie tendencja do sprowadzenia polityki do marketingu politycznego opis ten wzmacnia. Wydawać by się mogło, że taki stan rzeczy daje żyzny grunt pod wszelkiego rodzaju inicjatywy mogące stanowić alternatywę dla obecnie istniejących partii. Nic bardziej błędnego. Wszelkie środowiska głoszące chęć odnowy polityki (czy to odwołując się do wrażliwości lewicowej bądź prawicowej, aktywności obywatelskiej, niechęci wobec UE, czy dyskryminacji kobiet) traktowane są z charakterystycznym przymrużeniem oka, z którym reaguje się na idealistyczne (czytaj: oderwane od rzeczywistości) postulaty młodzieży. Wobec obowiązującego systemu finansowania partii, ordynacji wyborczej w obecnym kształcie, konieczności powszechnego dostępu do mediów oraz rozbudowanych struktur lokalnych niezbędnych w kampanii wyborczej, ich starania interpretowane są raczej jako próba wypromowania liderów tych inicjatyw, niż realna szansa stworzenia alternatywy politycznej.

Po trzecie, opis powyższy wzmacnia tendencja nazwana „postpolityką”, która zdobywa obecnie coraz większą popularność. Jest to strategia „mozaikowych tożsamości”, manipulowania ideami, które stają się użytecznymi narzędziami, a nie stanowią już korpusu niezmiennych zasad. W dobie postpolityki stare podziały (prawica-lewica, liberalizm-socjalizm, liberalizm-konserwatyzm etc.) tracą sens. W to miejsce wszedł wszechogarniający PR-owiec, a realny spór toczy się o narracje w serwisach telewizyjnych, a nie o projekty polityczne oparte na aksjologicznym fundamencie. Zwycięzcą w sporze postpolitycznym będą sprawne marketingowo partie bez właściwości. Oczywistym jest, że zaangażowanie obywateli w postpolitykę ograniczyć się musi w efekcie wyłącznie do sfery emocjonalno-estetycznej, gdzie to, co myślimy jest wtórne wobec tego, co czujemy (co nam się podoba). Analiza, argumenty czy przekonania stają się trzeciorzędne.

Wreszcie, system gospodarczy. Zarówno od szeregowych pracowników firm, jak i wybitnych ekonomistów można usłyszeć całą litanię skarg i uwag krytycznych na temat współczesnego ładu gospodarczego: że brak kontroli nad systemem finansowym uczynił z zarządzających funduszami kastę pozbawionych realnej odpowiedzialności półbogów, mogących dyktować globalne trendy; że wobec kryzysu więksi gracze są nieproporcjonalnie lepiej traktowani przez państwo, niż małe spółki; że bezwzględna konkurencja wyniszcza psychicznie pracowników, nie pozwalając na realizację pozazawodowych pasji czy wartości rodzinnych; że korporacje narzucają pracownikom tzw. kulturę korporacyjną, która nie ma nic wspólnego z autentycznością (listę tę można dowolnie wydłużyć). Jednocześnie, gdy zapytamy o alternatywę wobec systemu globalnego kapitalizmu w dzisiejszym kształcie, w odpowiedzi usłyszymy kpiące: „Alterglobalista się znalazł!”.

Żyjemy w świecie wolności, który niepostrzeżenie stał się dla nas bezalternatywnym systemem. Jego realnej zmiany nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić. Czy w ten sposób nie udało się wreszcie zrealizować totalitarnego projektu w jego kluczowym punkcie?

Krzysztof Mazur, Prezes Klubu Jagiellońskiego

Blog jest częścią projektu "4 czerwca - Wyłącz system" organizowanego przez Dom Spotkań z Historią (www.dsh.waw.pl). Opowieści ludzi opozycji lat '80, którzy nie trafili na pierwsze strony gazet; ludzi często zapomnianych; ludzi podziemnych; ludzi, którzy wyłączyli system. W rocznicę wyborów, 4 czerwca, na Krakowskim Przedmieściu zorganizowany zostanie Transformator Doświadczeń; w specjalnie wydzielonej strefie zasiądą byli opozycjoniści, którzy przy stolikach opowiedzą o swoim doświadczeniu tamtego czasu. Powstanie też specjalnie zaprojektowana przestrzeń, w której będą mogli się spotkać uczestnicy oporu antykomunistycznego, którzy często nie widzieli się od 20 lat. Redaktor: Michał Łuczewski. Współpraca: Elżbieta Ciżewska, Maciej Cuske, Włodzimierz Domagalski, Seva Shlykau, "Encyklopedia Solidarności".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura